Aż dziw, że tak było zaledwie przed rokiem. Polskie społeczeństwo kisiło się jeszcze w toksycznych oparach genderu. Pamiętajcie o tym czytając ten tekst

 

 

Napisałem i opublikowałem ten artykuł po raz pierwszy ponad rok temu. Opisałem w nim nieludzki mechanizm wykluczenia społecznego, którego wciąż doświadczamy z którym jednak walczymy skutecznie, który badamy z iście naukową skrupulatnością od trzech lat. Na własnej skórze przekonaliśmy się jak trudno oczyścić siebie i dobre imię rodziny kiedy źli, nieodpowiedzialni albo po prostu głupi ludzie czymś takim obsmarują. Dziś to znaczy prawie rok po zainicjowaniu przez PiS "dobrej zmiany" odczuwamy, że ludzie zaczynają trzeźwieć z zaczadzenia w którym funkcjonowali jeszcze tak niedawno. Może nawet już zaczynają się sobie dziwić że zostali tak totalnie osaczeni, ogłupieni i zawirusowani. Może zastanawiają się komu to zawdzięczają?

Z pewnością ma to związek ze zniknięciem z ekranów TV propagandowej nagonki wwiercającej się pod czaszkę nie tylko nałogowych oglądaczy, stygmatyzującej rodzinę, przedstawiającej ją jako "patologię" i przyczynę wszelkiego zła. Ale kiedy ten artykuł pisałem, aż dziw że to było zaledwie przed rokiem, polskie społeczeństwo żyło jeszcze w toksycznych oparach genderu. Pamiętajcie o tym czytając ten tekst:

 

Mnie to nie dotyczy, nie jestem 'patologią'”, „ale przecież coś musiało być, przecież bez powodu by nie przyszli...”, „musieliście komuś nieźle zajść za skórę”- takie komentarze najczęściej słyszymy od ludzi, którzy po raz pierwszy stykają się z naszą historią. Nawet od najbliższych... To boli. To sprawia, że człowiek czuje się wypchnięty z normalności, umieszczony za niewidzialną szybą, wyalienowany od społeczności. Zniewolony i zaszczuty. Jak łowna zwierzyna zdany na łaskę i niełaskę drapieżników urządzających sobie polowanie.

 

To sprawia, że mimowolnie przekopuję „archiwa” pamięci, próbując ustalić komu rzeczywiście mogłem „zajść za skórę”? Może gdzieś, kiedyś, może przypadkiem? Taka historia musi zrodzić dysonans poznawczy u każdego. Ten dysonans jest tak bolesny, że trzeba go czym prędzej oswoić, odsunąć, zakopać pod dywan. Ludzie najczęściej odruchowo racjonalizują dysonans poznawczy banałem pozwalającym odepchnąć problem od siebie, jak najprędzej zaczarować skrzeczącą rzeczywistość magicznym zaklęciem:„mnie to nie dotyczy”, „ja jestem w porządku więc mojej rodzinie nie grozi nic”.

Rozumiem to i nawet zazdroszczę innym, że mogą w taki prosty sposób uciec przed prawdą.

Rozumiem, ale wiem, że to kiedyś już było. Dawno temu... Zaraz po dojściu Hitlera do władzy miliony niemieckich Żydów w ten sposób komentowało początki eksterminacji, która skończyła się całopaleniem całego Narodu. Deja vu?

 

Mylicie się ludzie – chcę krzyczeć - grozi wam dokładnie to samo! Zwłaszcza jeśli macie dzieci.

Nasza rodzina podobnie jak większość z was wiodła kiedyś skromne, niezależne życie, szczęśliwe i uporządkowane. Być może trochę wyróżnialiśmy się spośród tłumu kiedy wychodziliśmy z dziećmi na spacer, na zakupy, na plac zabaw? Moja żona mówi, że promienieliśmy szczęściem i to przyciągało innych jak magnes. Ludzie dziś spragnieni są szczęścia jak nigdy.

Rzeczywiście uważaliśmy się za szczęśliwych, wszędzie spotykaliśmy się z życzliwością otoczenia, z przyjaznym zainteresowaniem sąsiadów, czasem lekką zazdrością, która mile łechtała rodzicielską dumę. Tęsknimy do tamtego świata, prostego i uporządkowanego, bezpiecznego i zrozumiałego.

Dziś już chyba tak samo jak przedtem ludzie nas pozdrawiają z uśmiechem, podziwiają nasze dzieci, ich inteligencję, pogodę ducha, uczynność, dobre zachowanie, otwartość, sprawność fizyczną... Tyle, że teraz takie komplementy sprawiają, że mimo woli ciarki idą po plecach, a serce ściska niepokój, bo być może wśród tych dobrych ludzi kryją się wilki, krwiożercze bestie pozbawione wszelkich skrupułów.

http://godnyojciec.blox.pl/2015/08/Najscie-na-dom-w-praworzadnej-Polsce.html