Kiedy pisałem ten tekst, sytuacja wyglądała beznadziejnie. Ideologia gender panoszyła się w mediach, wkraczała do przedszkoli. Krajem rządzili małomiasteczkowi aferzyści. Wszechwładza i bezkarność Nadzwyczajnej Kasty Ludzi była oczywista dla każdego.

Jestem ojcem który samotnie walczy już od dwóch lat o uratowanie rodziny. O jej dobre imię i prawo do szczęścia, o prawdę i sprawiedliwość.
Zostaliśmy wraz z żoną oskarżeni o przemoc. Grożono nam wieloletnim więzieniem i konfiskatą dzieci. Były próby odebrania nam córeczek. Przeszliśmy przez piekło celowego i planowego psucia dobrego imienia naszej rodziny przez lokalną biurokrację. Piekło ekspertyz psychologów, konfrontacji z zeznaniami fałszywych świadków, obojętność większości bliźnich i wielomiesięczne postępowanie w sądzie rodzinnym. Mieliśmy szczęście, sędzia sądu rodzinnego okazał się uczciwym człowiekiem. Wierzę, że zrobił co mógł. Wygraliśmy batalię o dzieci. Dzieci są z nami. Przez chwile wierzyliśmy w szczęśliwe zakończenie. Opatrzność Boża dała nam bezcenne dwa lata na wzmacnianie więzi rodzinnych, na cieszenie się sobą. Myślę że dobrze wykorzystaliśmy ten czas... Moja starsza córka ma już 6 lat więc nie zapomni... Moja młodsza córeczka dostała szansę poznania ojca i doświadczenia ojcowskiej miłość. Mam nadzieję, że wzmocniło ją to i wystarczy na długo kiedy mnie już zabraknie.

Zarzuty MOPR okazały się perfidnymi pomówieniami i matactwami, ale nikt przestępcom z MOPR nie ma zamiaru postawić zarzutów.

Za to wciąż szuka się słabych punktów w naszej rodzinie. System nie odpuszcza. Postawiono mnie przed sądem karnym gdzie wmawiano mi przez blisko 2 lata, że pobiłem i znieważyłem funkcjonariusza Jarosława Rosłona z użyciem "odrażających słów". Sędzia na każdej rozprawie znajdował czas by dać wyraz swojemu obrzydzeniu do ludzi używających słów tzw niecenzuralnych. Oczywiście te kąśliwe uwagi były zawsze kierowane pod moim adresem pomimo, że ani razu z moich ust takie słowa nie padły. Traktował te słowa nieomal jak odrębne byty posiadające magiczną moc. Wówczas czułem się jak na średniowiecznym procesie, oskarżony o czary.

Sędzia odrzucał moje wnioski dowodowe jak tylko mógł, protokołował co chciał i trzeba było nieźle się napocić żeby to odkręcać, utrudniał składanie wyjaśnień, zacierał możliwości dotarcia do prawdy. W końcu jednak zamknął rozprawę. Potem tradycyjnie nastąpiły mowy końcowe. Po wysłuchaniu prokuratora, mojego obrońcy i mnie, sąd wyznaczył termin ogłoszenia wyroku na dzień 6 sierpnia. Dla mnie symboliczna to była data, która dodała mi sił. Odzyskałem nadzieję na szczęśliwe zakończenie tego horroru gdyż utrwalony w aktach materiał dowodowy jednoznacznie przemawia na moją korzyść i demaskuje przestępczy charakter zmontowanej przeciwko mojej rodzinie intrygi.

W chwili kiedy prezydent Duda przejmował władzę nad państwem, sędzia wznowił jednak postępowanie. Uznał, że jestem niepoczytalny i skierował mnie na przymusowe badania psychiatryczne. Uzasadnienie ustne było kuriozalne i zdaniem większości świadków tego wydarzenia, dla sądu kompromitujące. Potem się okazało, że uzasadnienie tego postanowienia nie znalazło się (zniknęło) w protokole.
System nie odpuszcza. Prawda nikogo nie interesuje. Obawiam się, że bez pomocy z zewnątrz trzeci raz nie uda mi się ocalić rodziny. Obawiam się o swoje życie i los mojej żony i moich dzieci.

***

 

Kiedy pisałem ten tekst, nieomal półtora roku temu, sytuacja wyglądała beznadziejnie. Ideologia i praktyka gender panoszyła się w szkołach i mediach, wkraczała do przedszkoli. Krajem rządzili jacyś małomiasteczkowi aferzyści zupełnie pozbawieni uczucia wstydu. Wszechwładza i bezkarność Nadzwyczajnej Kasty Ludzi była oczywista dla każdego mieszkańca kraju nad Wisłą. Prezydent Duda dopiero został zaprzysiężony. Jego zwycięstwo jawiło się jako nieprawdopodobny przypadek - możliwy tylko z powodu pychy i zaniedbania zbyt pewnych siebie funkcjonariuszy systemu, którym już nawet nie chciało się porządnie sfałszować wyborów. Niepodległościowy, nie zdemoralizowany i przede wszystkim Polski rząd był tylko marzeniem wydającym się niemożliwym do wywalczenia.

Z resztą miało się to wydarzyć dopiero pod koniec roku. Tymczasem dla mnie i dla mojej rodziny rozpoczynał się sezon polowań w którym mieliśmy wziąc udział w charakterze zwierzyny łownej. Jedyne co taka zwierzyna może zrobić to walczyć o czas. I cieszyć się, smakować te okruchy bezcenne czasu wywalczonego wielkim wysiłkiem i wyrzeczeniem.

Spodziewaliśmy się wszystkiego najgorszego i prawie wszystko czego się spodziewaliśmy się wydarzyło. Nie spodziewaliśmy się tylko prawdziwych cudów. Ale bez nich dziś nie miałby kto napisać tego komentarza, który właśnie tu wklejam z mojego edytora tekstu.